Kiedyś mój kolega z pracy, nieco nerwowo przygotowując laptopa do prezentacji tuż przed swoim wystąpieniem na firmowej konferencji, zapytał mnie:
– „Adam, po ilu prezentacjach przestałeś się denerwować przed wystąpieniem?”
– „Umówmy się, że jeśli ten moment kiedyś nadejdzie, to do Ciebie zadzwonię i Ci o tym powiem”- odpowiedziałem. Pośmialiśmy się i temat się urwał, bo zostało już tylko kilka minut do rozpoczęcia konferencji.
Niedawno ta rozmowa mi się przypomniała i skłoniła do refleksji. Występuję publicznie od wielu lat, a w sumie od dzieciństwa (równolegle z podstawówką skończyłem szkołę muzyczną). Zawsze towarzyszyła mi trema, której, niestety, zdarzało się zwyciężać.
Trauma „Wieczoru kolęd”
Do dziś pamiętam wystąpienie sprzed niemal trzydziestu lat, w szkole muzycznej, gdy akompaniowałem na fortepianie koleżance (na dodatek córce mojej nauczycielki fortepianu). W sali koncertowej liczni rodzice uczniów, nauczyciele, jacyś urzędnicy miejscy nawet i biskup, bo to „Wieczór Kolęd” był. A ja pomyliłem się w grze tak fatalnie, że na kilka sekund zapadła zupełna cisza, a „moja” wokalistka wręcz warknęła na mnie ze złości. Potem jakoś „udało się” dokończyć występ, ale wiesz, niesmak pozostał.
Wiele lat później, już w życiu zawodowym, jako menedżer średniego szczebla, stanąłem na scenie przed ponad dwoma setkami ludzi. Stałem, trzęsąc się jak na mrozie, i mówiłem drżącym głosem, jak gdyby ktoś za mną trzymał lufę pistoletu wbitą w moje plecy. To była jedna z moich najgorszych prezentacji biznesowych, chociaż miałem już spore doświadczenie. Dlaczego o tym opowiadam? Bo te dwie sytuacje łączy jedna przyczyna. Jaka? O tym za chwilę.
Podobno konieczność wystąpienia publicznego należy do najczęściej wymienianych przez ludzi rzeczy, których się obawiają. Mnóstwo ludzi tak ma. Jeśli Ty też, to nic nadzwyczajnego. Nie będę Cię zanudzał analizą przyczyn tego lęku, bo nie jesteś tu po diagnozę, tylko po receptę, prawda?
Trzy pozycje na recepcie
Przygotowanie, odwaga i entuzjazm. Jeśli po ostatnim zdaniu myślisz, że mi odbiło i że „łatwo powiedzieć”, to jednak sprawdź czytając obie części mojej „Recepty na pewność siebie”, proszę 😊
Przygotowanie to podstawa. Nawet nie wychodź przed ludzi bez przygotowania. Brak przygotowania rodzi tremę i słusznie, bo mając świadomość nieprzygotowania, całkiem racjonalnie nisko oceniasz swoje szanse na udane wystąpienie. Przygotowanie oznacza, że:
- wiesz, po co chcesz to zrobić (cel)
- wiesz, jak chcesz to zrobić (plan)
- masz to wielokrotnie przećwiczone (praktyka)
Na temat określania celu wystąpienia przeczytasz więcej w moim artykule na ten temat. Co do planu: potrzebujesz dokładnie wiedzieć, co i kiedy powiesz i pokażesz. To znaczy, co i kiedy Twoja publiczność powinna usłyszeć i zobaczyć, żeby cel został osiągnięty. W przygotowaniu planu/przebiegu wystąpienia pomoże Ci mój inny artykuł: Siedem elementów skutecznej prezentacji. Ale oprócz celu i planu potrzebujesz czegoś bardzo ważnego: praktyki. Musisz przećwiczyć wystąpienie. Tak, wiem, że bywa trudno, bo np. jesteś jednym z kilku prelegentów, a treść całej prezentacji tworzy i nadzoruje ktoś inny, późnym wieczorem przed dniem wystąpienia. No sorry, ta noc będzie krótsza, ale musisz przećwiczyć wystąpienie.
Z drugiej strony, nigdy nie było tak łatwo trenować wystąpienia, jak dziś. Najlepszy sposób, moim zdaniem, to nagrać się na wideo i obejrzeć. Masz kamerkę w telefonie, prawda? No to siup – postaw telefon tak, żeby kamera objęła całą Twoją sylwetkę oraz ekran i włącz nagrywanie. Patrz w obiektyw telefonu jak w oczy ludzi na widowni i zrób tę prezentację. Potem obejrzyj i posłuchaj: co Ci się podoba, a co nie bardzo? Co przykuło Twoją uwagę? Gdzie była „zawieszka” – w którym momencie wyleciało Ci z głowy następne zdanie? Jak brzmi Twój głos? Intonujesz odpowiednio czy wygłaszasz monolog na jednym tonie? Co z Twoim ciałem? Kontrolujesz ruchy, czy może ściskasz nerwowo dłonie albo przestępujesz z nogi na nogę, jak dziecko, które „musi siku”? Gestykulujesz w wyważony sposób czy stoisz jak słup soli? Strój w porządku czy krępuje ruchy albo oddech? Zwróć uwagę na wszystko, najlepiej zanotuj i powtórz ćwiczenie. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. A jak już nie możesz, to jeszcze dwa razy.
Jeśli masz już trochę doświadczenia w wystąpieniach i w miarę panujesz nad ciałem i głosem, a jedynie potrzebujesz opanować nową treść, możesz zaoszczędzić nieco czasu i wygłosić prezentację kilka razy „na sucho”, po prostu mówiąc to, co masz do powiedzenia i przełączając slajdy (jeśli takie są potrzebne) w odpowiednich momentach. Z mojego doświadczenia wynika, że pięć powtórek wystarcza w przypadku półgodzinnej prezentacji. Tak, to daje łącznie dwie i pół godziny treningu plus przerwy. Nieprawda, masz czas, tylko musisz się lepiej zorganizować. A po takim treningu wyjdziesz na scenę z pewnością, że znasz materiał. Ja dzielę sobie te pięć razy na dwa etapy: trzy razy w przeddzień wystąpienia i dwa razy w „dniu zero” 😊
I koniecznie, jeśli tylko jest taka możliwość, przećwicz prezentację w miejscu wystąpienia, na tej scenie, przy tym ekranie, w tym stroju. To zupełnie inne okoliczności, niż sala konferencyjna w dobrze znanym Ci biurze czy pokój hotelowy i prezentowanie w szlafroku. Zobaczysz, gdzie najlepiej stać na tej scenie, a może też jak i kiedy będziesz się po niej przemieszczać. Jak duża jest widownia, gdzie i jak patrzeć, żeby „ogarniać” wzrokiem całe audytorium. Sprawdź, jak działa nagłośnienie w sali, dowiedz się, jaki dostaniesz mikrofon („pałkę” czy nagłowny) i jak on działa (np. w jakiej odległości od ust trzymać mikrofon, gdzie sobie przypiąć nadajnik od mikrofonu nagłownego, żeby nie przeszkadzał ani nadajnik, ani przewód). Gdzie znajduje się „reżyserka” i czy będziesz miał kontakt wzrokowy z technikami. Jaki „pilot” do slajdów będzie używany i jaki ma zasięg? Sprawdź wszystko.
Przygotowanie jest niebywale ważne. Znam ludzi, którym się wydaje, że są świetni w te klocki i idą na spontan. I faktycznie niektórym się udaje całkiem nieźle, chociaż moim zdaniem, efekt byłby jeszcze lepszy po kilku próbach. Kiedyś na jakimś memie przeczytałem, że nie ćwiczy się tak długo, aż uda się zrobić poprawnie. Ćwiczy się tak długo, aż nie udaje się zrobić błędu. Pamiętasz moje przydługie opowieści z początku artykułu? Obie sytuacje były skutkiem niewystarczającego przygotowania:
- Koncert: najwyraźniej za mało ćwiczyłem, za mało razy zagrałem to w domu, za mało razy zagrałem to na tym konkretnym fortepianie w tej konkretnej sali. Za mało razy zagrałem to jako akompaniament do śpiewu. Powinienem był ćwiczyć tyle razy, żeby być w stanie zagrać z zamkniętymi oczami na chwiejnej łodzi kąsany przez chmarę komarów. Wtedy nie pamiętałbym dziś tego wystąpienia. Tak, jak nie pamiętam wielu innych, udanych.
- Prezentacja – chwilę przed moim wejściem na scenę zostały uruchomione wytwornice dymu. Nie sprawdziłem wcześniej, jak to działa i jaki efekt (poza wizualnym) powoduje. Wydaje mi się, że wytwornice dymu obniżyły temperaturę na scenie, na którą wszedłem z w miarę ciepłej widowni. Wystarczyło mieć pod ręką marynarkę i szybko ją założyć, byłoby po problemie. Ale nie sprawdziłem i nie byłem przygotowany, więc zacząłem się trząść jak „dziewczynka z zapałkami” i „położyłem” prezentację.
Od czasu tamtej „drżącej” prezentacji przywiązuję dużo większą wagę do przygotowania i daje mi to bardzo dobre rezultaty. Nie zawsze da się zastosować całą listę, którą przygotowałem dla Ciebie w tym artykule, ale trzeba zrobić maksimum tego, co możliwe.
Tyle moich porad na temat przygotowania do prezentacji. W następnym artykule będę „roztrząsał” kwestie odwagi i entuzjazmu.
A jak wyglądają Twoje przygotowania do wystąpienia?