7 błędów prezentera – część druga: etap wystąpienia

Prezentacje

W pierwszej części pisałem o błędach, jakie są często popełniane na etapie przygotowań do wystąpienia. Dziś opowiem o błędach dość powszechnie popełnianych podczas wystąpienia.

Nieogarnięcie ze sprzętem i oprogramowaniem

Jak „położyć” dowolne wystąpienie? Dać się pokonać technice. Od lat to obserwuję. Już rzutniki do folii dawały takie „możliwości” – zwłaszcza na uczelni widziałem kilku „mistrzów”, którzy konsekwentnie kładli folię na rzutniku pierwsze trzy razy błędnie i dopiero za czwartym razem poprawnie, ku uciesze słuchaczy, oczywiście. Albo PowerPoint i ta bezradność po przypadkowym wciśnięciu „Escape” na siedemdziesiątym trzecim slajdzie i ponownym wciśnięciu F5 (uruchomienie prezentacji od początku)…

Występując publicznie, chcesz wypaść profesjonalnie. Nie możesz pozwolić, żeby takie drobiazgi, jak obsługa sprzętu i oprogramowania, popsuły Twój wizerunek albo obniżyły Twoją pewność siebie w trakcie wystąpienia.

Dzisiaj standard to laptop z PowerPointem, Prezi albo inną apką do prezentacji. Do tego projektor i bezprzewodowy „pilot” do prezentowania. Naprawdę, nie trzeba przestudiować instrukcji obsługi wszystkich urządzeń dostępnych na rynku, żeby nie dać się zaskoczyć. Jeśli należysz do osób, wobec których urządzenia elektroniczne lubią być „nieposłuszne”, przygotuj się przed prezentacją, poćwicz. Jeśli występujesz często – kup własny pilot, będziesz się z nim bezpiecznie czuć. Własny projektor to raczej przesada, jest standardem wyposażenia sal konferencyjnych. Ale te urządzenia wszystkie obsługuje się niemal identycznie.

Jeżeli Twoje slajdy przygotowuje ktoś inny lub robisz to samodzielnie, ale z trudem Ci to przychodzi, zainwestuj trochę czasu i zapoznaj się z wszystkimi opcjami programu (nie ma ich wcale aż tak dużo, PowerPoint to nie Excel…). Śmiało możesz również napisać do mnie – chętnie Tobie pomogę.

Niewłaściwy dobór słów

To prawdziwa plaga naszych czasów. Ludzie sami sobie utrudniają dotarcie do publiczności. To przejawia się na kilka sposobów: niezrozumiały, branżowy żargon, nadużywanie zapożyczeń („lengłydżu” czyli korpobełkotu), posługiwanie się słowami, których samemu się nie rozumie oraz zupełny upadek, czyli wulgaryzmy (o tym dalej nie będę pisał). Celowo tak te zjawiska uszeregowałem. Uważam, że stosowanie żargonu jest jeszcze do zaakceptowania, zwłaszcza, jeśli od razu się wyjaśni słowa żargonowe i wtedy dostarcza się słuchaczom nowej wiedzy (np. „tak mówimy w środowisku projektantów na X”).

Nadużywanie zapożyczeń oraz „lengłydż” to w mojej ocenie nic innego jak przejaw niekompetencji – uświadomionej lub nieuświadomionej (i wynikających z niej kompleksów). O co chodzi? To proste. Ktoś ma niską wiedzę w obszarze, o którym mówi, więc odwraca od tego uwagę wplatając obco brzmiące słowa. Wrzuci parę „łorkszopów”, „dizajnów” czy „czelendży” i od razu brzmi „mądrzej”. W swojej ocenie, rzecz jasna. Naprawdę, na wszystkie te angielskie określenia mamy w ojczystym języku odpowiedniki i powinniśmy ich używać. Tej tezy będę bronił do końca 🙂

Teraz najzabawniejsze, czyli posługiwanie się słowami/zwrotami, których samemu się nie rozumie. To jest prawdziwy kabaret. Chcesz się narazić na śmieszność? Przypomnij sobie jakiś zwrot, może z łaciny, którego nie rozumiesz, i użyj podczas wystąpienia parę razy. Obserwuj reakcje ludzi – widzisz kilka par podniesionych brwi? Szerzej otwarte oczy? Może pogardliwe uśmiechy? Brawo! Udało Ci się.

A teraz poważnie: waż słowa. Używaj tylko tych, co do których znaczenia masz pewność. Jeśli masz taką możliwość, napisz treść wystąpienia z wyprzedzeniem i uważnie przeczytaj. Pokaż komuś, kogo uważasz za autorytet w tym zakresie i poproś o ocenę. Nagraj, czytając na głos i odsłuchaj. Chcesz, żeby to, co powiesz, zostało zrozumiane, a konstrukcji ludzkiego mózgu nie zmienisz. Mózg lubi mieć łatwo, nie utrudniaj mu.

Brak kontroli nad własnym ciałem

Zdarzają się takie wystąpienia, w których na pozór wszystko gra. Jest interesująca treść. Kolejne wątki wydają się logicznie z siebie wynikać, jest jakaś historia. Oglądamy dopracowane, estetyczne i czytelne slajdy. Rozumiemy słowa, które słyszymy. I byłoby idealnie, gdyby nie ten dziwny człowiek biegający od prawej do lewej i z powrotem, wymachujący rękami, stający na jednej nodze drapiąc się drugą po łydce tej pierwszej, co chwila zatykający sobie usta dłonią, jakby powiedział coś, czego nie chciał powiedzieć – skąd ten koleś uciekł?

Zagadnieniu mowy ciała poświęcono wiele książek, postów na blogach i szkoleń. To sugerowałoby, że kwestia panowania nad swoim ciałem podczas publicznego wystąpienia jest ważna. Nie napiszę tutaj, że lepiej stać albo że lepiej chodzić. Że lepiej gestykulować, albo że lepiej trzymać dłonie razem na wysokości mostka. Uważam, że to zależy – od celu, od treści, od audytorium, od sytuacji oraz od tego, kim jesteś. Ale możesz zrobić tak: masz smartfon z kamerką? Oprzyj go o coś przed sobą i nagraj swoje wystąpienie. Obejrzyj potem film i zastanów się, czy Ci się podoba. Co myślisz i czujesz oglądając tę osobę na filmie? Czy mowa Twojego ciała wspiera przekaz, z którym występujesz? Wyglądasz naturalnie? Pokaż film komuś zaufanemu. Może coś Ci podpowie? Ja stosuję tę technikę na moich warsztatach i zapewniam Cię, że efekty są świetne. Ludzie dostrzegają rzeczy, o których nie mieli pojęcia („ojej, co ja tak ściskam te ręce!”).

Tyle o błędach podczas wystąpień publicznych. Dostrzegasz u siebie któreś z nich?

Prezentacja Doskonała

Wszystko o prezentacjach w jednej książce

Wybierz ulubiony format, kup i doskonal swoje wystąpienia!

Zobacz również